"
Popołudniem mamy okazję po raz kolejny zobaczyć Jalal-Abad z otaczających wzgórz. Odwiedzamy Ajgul- nauczycielkę, która organizwowała zajęcia z języka angielskiego. Przed trzema tygodniami spłonął dom, w którym mieszkała z rodziną. Rozmawiamy siedząc obok zrujowanych pozostałości na tle panoramy miasta. ‘Ja jestem optymistką, on jest romantykiem’ – powiedziała Ajgul o sobie i mężu. Dodaje też, że bywają większe tragedie. Optymizm i wiara nie spłonęły, wystarczy spojrzeć na tych niezwykłych ludzi. Jednk widzimy, że problem jest złożony. Sytuacja, w której trzeba zacząć od zera – brak dachu, brak podstawowych środków i sprzętów, brak ubrań dla dzieci i w końcu brak peniędzy, żeby rozpocząć odbudowę. Ciężka decyzja, czy zostawić dzieci i wyjechać w celach zarobkowych do Rosji. Z przekonaniem, że nie ma przypadków i że nie bez powodu poznaliśmy Ajgul i jej męża postanawiamy wrócić w to miejsce i pomóc na tyle ile możemy." zsercemdoazji.blogspot.com
|
z Abdullahem |
Ajgul poznaliśmy na samym początku naszego pobytu w Jalal- Abadzie. Od razu urzekła nas swoją pomysłowością, pokojową filozofią życia, i pracą którą tutaj wykonuje. Jako nauczycielka języka angielskiego, zbiera w swojej szkole dzieci z kirgiskich, uzbeckich, tatarskich, rosyjskich, ukraińskich rodzin. Każde z nich otacza matczyną opieką, tak samo jak swoje dzieci- 6letniego Abdullaha i 10letnią Fatimę. W Jalal- Abadzie jeszcze dwa lata temu trwała wojna pomiędzy Uzbekami i Kirgizami właśnie. Teraz- tylko malutkimi krokami można uczyć się jedności. Cicha wojna i tak trwa nadal.
Pierwsze zajęcia lekcyjne. Jeszcze przed wejściem do sali słyszymy śpiew dzieci: "We are community". Nie ma innej drogi do pokoju jak tylko budować jedność wśród najmłodszych obywateli.
My również prowadzimy te zajęcia, a dodatkowo dostajemy prezent- codzienne lekcje języka rosyjskiego które nasza nauczycielka organizuje po godzinach swojej pracy. Nie przeszkadza jej mały Abdullah który bez mamy nie ruszy się na krok.
Ajgul- zawsze uśmiechnięta, pełna optymizmu, gotowa do pomocy najmniejszemu stworzeniu. Z wykształcenia malarka, ale jak mówi - "Po wojnie nikt nie potrzebuje artystów. Wyjechałam do Rosji na studia, i teraz uczę angielskiego". Ale jej zdolności manualne wspaniale wykorzystuje przy pracy z dziećmi. Dwójka radosnych maluchów, pełen spokoju mąż. - "W Jalal- Abadzie większość mężczyzn pije, i stąd się bierze cała patologia. A mój mąż nie pije nigdy- dlatego jest dla nas taki dobry".
Jej zaangażowanie w jedność pomiędzy Uzbekami i Kirgizami wynika z historii rodziny. Od kilku już pokoleń małżeństwa w niej zawierane są mieszane.
Niedawno dowiedzieliśmy się że to rodzina Ajgul jest tą, której 5 dni przed naszym przyjazdem- 5 lipca, spłonął dom. Czteroosobowa rodzina śpi teraz na jednej sofie pod gołym niebem. We wrześniu początek szkoły. Dzieci mają po jednej parze ubrań. Lato w Kirgistanie jest bardzo upalne, ale zimą temperatura schodzi nawet do -40st.
Ajgul staje teraz przed wyborem- jechać do Moskwy (jak ponad 1/3 tutejszych ludzi) i zarabiać na utrzymanie rodziny, czy zostać w Jalal- Abadzie i dalej za skromną pensję trwać przy pracy społecznej? Mały Abdullah na samą myśl o wyjeździe mamy ma łzy w oczach.
Kiedy idziemy do ich "domu" żeby trochę pomóc przy robocie, Ajgul gości nas jakbyśmy i my byli jej dziećmi. Do tego uczy takiego pozytywnego podejścia do życia, że nie pozostaje nic innego jak tylko chłonąć z tego garściami. Nie daje po sobie poznać zmartwień które ją na pewno przygniatają. Pyta tylko "Proszę, powiedz mi- co ja mam zrobić?". Nie wiemy co na to odpowiedzieć, co doradzić.
Na lekcjach rosyjskiego Ajgul uczyła nas: "Kiedy człowiek jest sam, to nie jest w stanie nic zrobić. Powinniśmy dążyć do tego żeby być jak dłoń- nie jeden, ale w piątkę. Tak powinien wyglądać dom. Dopiero z innymi ludźmi stanowimy dopełnienie Jedności. Tylko w większej grupie możemy coś zdziałać..."
Ta myśl jeszcze bardziej mobilizuje nas do wzięcia działań w swoje ręce. W Jalal- Abadzie mamy niewielkie możliwości, ale w Polsce TAK! Skoro udało nam się uzbierać 20tys. zł na przyjazd tutaj, to dlaczego nie miałoby się udać zebrania funduszy na dom?
Dlatego po raz kolejny zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Nie zostawiajmy tej rodziny samej!
Tu liczy się naprawdę każda złotówka!
Nr rachunku: 64 2030 0045 1110 0000 0101 8520
Biuro Misyjne ul. Narabutta 21, 02- 536 Warszawa
z dopiskiem "Kirgizja- spalony dom"
|
spalony dobytek |
|
dach |
|
z mężem:) |
|
tyle co zostało z kołder, poduszek i mat |
|
Wody nie ma już nawet w straży pożarnej. Chodzimy po nią na dół do szkoły. |
|
spanie dla 4osobowej rodziny |
|
ściany "sypialni" |
|
...ponad dachami miasta |
|
kuchnia |
"Kiedy kochamy lub głęboko w coś wierzymy, czujemy się silniejsi od całego świata, ogarnia nas pogoda ducha, która bierze się z pewności, że nic nie zdoła pokonać naszej wiary."
Paulo Coelho
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz